Paulina Dąbkowska

 

Opowiadanie
bez bohaterów

 

Czerwiec to był też czas kolorów i zapachów unoszących się nad miejską tkanką, ponad głowami mieszkańców i turystów. Czas żydowskiego festiwalu, smoków, wianków i wszelkiego typu imprez, towarzyszący nastaniu upragnionych wakacji. Czas arkadii: nocnych rajdów po Opolskiej, pikników nad Wisłą, śniadań na Kazimierzu, fleszy japońskich aparatów na Main Square oraz niekończących się weekendowych imprez, podczas których niezliczona rzesza ludzkich istnień pogrążała się w alkoholowo-narkotycznej otchłani, w której ekskluzywne
ćpuny, trzęsąc się w rytm klubowych brzmień, traciły przytomność przy tłustych bitach i nad kreskami czystej koki. Sieć niekończących się, podziemnych labiryntów tworzących miasto à rebours była w stanie zapewnić psychotyczną inicjację wszystkim tego spragnionym.

 

To jest tylko fragment artykułu. Pełną wersję przeczytasz w numerze dostępnym na woblink.com