Krzysztof Bielawski

,, Zbyt wiele dróg,
by biec…”

Trzecie życie liter Hugona Olędzkiego i nadzieja, która
odzyskała wzrok

 

Z pogwałceniem reguł literackiego czasu (by nie rzec wprost: „Czasu Literatury”) pozwolę sobie na osobiste wyznanie. Hugo przekazał mi w prezencie książkę, wiedząc, że otrzymam ją do ręki, kiedy jego już nie będzie. Jest to angielski przekład Prometeusza w okowach Ajschylosa, autorstwa wielkiego Gilberta Murraya. Wpatrzony w tę niespodziewaną śmierć czytałem w kółko i pytałem się (kogo?), jakiż to list w butelce dotarł do brzegów mojej wyspy? Czy mówi on o tym, że warto wadzić się z Bogiem, który nie zawsze taki dobry, jak byśmy chcieli? Czy też o tym, że warto kraść ogień i cierpieć, bo i jedno i drugie przynosi ostatecznie spełnienie? W swoim antropologicznym eseju Hugo pisze o dwóch darach Prometeusza: o ogniu, co wszystkim oczywiste, ale i o nadziei – co wspólnej pamięci mitu zwykle umyka. Ta nadzieja zajmuje autora głęboko. Ponieważ u Ajschylosa jest ona „ślepa”: τυφλὰς ἐν αὐτοῖς ἐλπίδας κατῴκισα (wers 250). Prometeusz „umieścił w nas ślepe nadzieje”. Ślepe dlatego, że dzięki nim nie wiemy, kiedy nadejdzie nasz kres, i w ten sposób łudzimy się wiecznością trwania. A co wtedy, kiedy ktoś zechce nadziejom tym wzrok przywrócić?

 

To jest tylko fragment artykułu. Pełną wersję przeczytasz w numerze dostępnym woblink.com